Inne

Pokolenie sztucznych kwiatów

Bardzo ważna, wręcz podstawowa myśl dotycząca Bożego planu dla człowieka zawarta w biblijnej Księdze Rodzaju jest wszystkim świetnie znana i brzmi następująco: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. Chodzi tu o to, abyśmy „przynieśli plon” czy też „owocowali”, do czego nawiązał Pan Jezus w przypowieści o siewcy i zasianym ziarnie. Niekoniecznie oznacza to posiadanie dzieci, ale zawsze dotyczy to różnych sposobów „owocowania”. Owoc nie jest dla drzewa, ale jest bezinteresownym darem drzewa dla innych. Tak samo ziarno nie jest dla kłosu ale jest obfitym darem dla innych. Podobnie jest z ludźmi. Otrzymaliśmy różne talenty nie tylko dla siebie i własnego zadowolenia, ale po to, abyśmy mogli dawać miłość własnej społeczności, co czyni nas w pełni ludźmi i pozwala doświadczyć szczęścia. Szczęście nie jest tym, co otrzymujemy z zewnątrz, o co walczymy, zdobywamy, poszukujemy – ale tym, co rodzi się w nas jako skutek uboczny dawania z siebie czegoś wartościowego innym, czyli właśnie owocowania.

Czym jest owocowanie człowieka?

Owocować można na różne sposoby – zakładając rodzinę i wychowując dzieci (własne lub adoptowane), wspierając innych ludzi przez macierzyństwo i ojcostwo duchowe, robiąc coś pożytecznego w przestrzeni rodzinnej, społecznej i narodowej. Można także za innych modlić się, pościć a nawet pokutować lub cierpieć – co wbrew pozorom nie jest tak rzadkie jak się wydaje ludziom, pozbawionym silnej relacji z Bogiem. Znam osoby mocno wierzące, które nie mają wiele możliwości działania, ale właśnie poprzez ofiarowanie siebie i swojej modlitwy potężnie rozwijają się duchowo i obficie owocują.

Kłopot w tym, że dziś wiele osób po prostu nie chce owocować w żaden sposób! Z ich słów i postawy wynika, że są podejrzliwie a nawet nieżyczliwie nastawieni do swoich społeczności – rodzin, narodu, kościoła czy po prostu ludzi. Potrzebę więzi zaspokajają raczej w skierowaniu czułości na zwierzątka domowe lub ratowanie przyrody, klimatu itp. W tym upatrują sensu życia. Ostatnio często słyszymy o psich i kocich mamach, o psiecku, psórkach i psynkach… Patrząc na takie działania trzeźwo (jako biolog) stwierdzam, że nie służy to wcale owym zwierzątkom obdarowanym czułościami typowo ludzkimi, które nie są naturalne dla świata zwierzęcego. To nie jest wcale owocowanie, ale używanie innych stworzeń i otaczającego świata w celu poprawienia własnego samopoczucia, zaspokojenia własnych potrzeb, pod takim czy innym pretekstem. Brak dystansu do własnych pomysłów i ostentacyjne promowanie tego typu trendów pokazuje jałowość – czyli inaczej bezpłodność współczesnego świata. Jednocześnie coraz powszechniej obserwujemy nieżyczliwość wobec ludzi, wręcz nienawiść, pogardę, lekceważenie i agresję. Nadmierny krytycyzm wobec drugiego człowieka, oskarżanie, obcesowość i narzucanie własnych poglądów niszczy relacje wśród przyjaciół i w rodzinie. Prowadzi do niszczenia ludzkiej solidarności i walki wszystkich ze wszystkimi o cokolwiek…

Obecne młode pokolenia zostały wprowadzone w błąd, wręcz skrzywdzone, gdyż są od najmłodszych lat wychowywane na zapatrzonych w siebie, indywidualistycznych, spontanicznych i niedojrzałych egocentryków. Nie mówię, że takimi ludźmi są, że tacy chcą być, ani że takimi się wkrótce staną – ale twierdzę, że nauczono ich sposobu myślenia, który do takich postaw nieuchronnie prowadzi. Dlatego poszukując własnego szczęścia lub uciekając przed poczuciem smutku i bezsensu własnej egzystencji łapią się takich sposobów, jakich ich nauczono. Tymczasem człowiek nie jest indywidualistą, tylko istotą społeczną. Jest w swej istocie relacyjny.

Nasze ciało, psychika, nasz mózg na poziomie neurologicznym – są wręcz stworzone do budowania trwałych więzi, współpracy i wzajemnego obdarowywania się miłością. Jeśli tego nie robimy – stajemy się zgorzkniali, cyniczni i depresyjni. Jeśli chcemy żyć w zgodzie z naturą, wtedy uczymy się dawania, poświęcania się, odpowiedzialności za innych, słowem płodności czy to fizycznej czy duchowej. Żyjemy nie dla siebie, nie dla szczytnych lub nieszczytnych idei, nie dla zdobycia takich lub innych rzeczy, ale dla innych ludzi.

Sztuczne kwiatki zamiast owoców

Co jednak, jeśli nie chcemy owocować? Chcemy wiecznie kwitnąć, szumieć zielonymi liśćmi i ciągnąć soki z gleby ile tylko zdołamy – niewiele dając z zamian. To jest właśnie przypadek owego drzewa figowego z przypowieści, na którym Gospodarz nie znalazł owoców. Ogrodnik bierze w obronę drzewo: „Jeszcze je okopie, nawiozę i może zaowocuje? Jeśli to nie pomoże, to za rok je wytniesz”. Można więc dać jeszcze jedną szansę, troszkę zainwestować, popracować nad owym drzewem, ale jeśli nie wyda owoców, czeka go wycięcie na podpałkę, bo tylko „glebę wyjaławia”. Perspektywa mało przyjemna ale bardzo życiowa. Każdy ma swój czas na to by kwitnąć i przygotować się do owocowania. W pewnym momencie kolorowe płatki zaczynają opadać, piękno młodości nieuchronnie gaśnie – ale wtedy właśnie widzimy zawiązki pierwszych owoców. Na dojrzałe lata może i liście przywiędną, gałęzie trochę powykrzywiane, jednak wzrok przykuwają piękne, dojrzałe owoce dobrego, pracowitego życia. Czas owocowania okazuje się być czasem szczęśliwym, przynoszącym radość i satysfakcję człowiekowi oraz pożytek bliźnim. Kto jednak nie chce owocować i sam czyni siebie duchowo bezpłodnym także kiedyś utraci kolorowe płatki. Jedynie spod zwiędłych kwiatów nie ukażą się zalążki owocu. Aby ukryć ten smutny widok trzeba za wszelką cenę dbać o pozory rozkwitu. Trzeba zachować wieczną młodość przy pomocy stroju, kosmetyków, młodzieżowych obyczajów a nawet chirurgii plastycznej. Czy jednak sztuczny kwiatek jest tym samym co naturalny? Wygląda dobrze, ale różnicę jednak łatwo zauważyć… Co zrobią zwolennicy wiecznie pięknych „sztucznych kwiatów”- gdy okaże się, że straconego czasu nie uda się odzyskać, spodziewane szczęście nie nadeszło, poczucie osamotnienia narasta, a owoców nie ma i nie będzie?

Analiza ryzyka

Pokolenie, które sądzi, że da się odwrócić porządek świata i odmówić dawania siebie po to aby maksymalnie zainwestować w samego siebie – ryzykuje bardzo dużo. Stąpa po cienkim lodzie każdy, kto ignoruje naturę i stara się żyć na własnych, wykreowanych przez nierealistyczne oczekiwania, warunkach. Każdy, kto dba o to jedynie, co „mnie karmi”, „mnie kręci”, „mnie pasjonuje”, „mnie sprawia przyjemność” i „mnie się wydaje odpowiednie”…

Owszem, można takiego wyboru dokonać, bo człowiek jest istotą wolną, jednak na koniec pojawiają się nieuchronne konsekwencje podjętych wyborów i dobrze, jeśli jesteśmy tych konsekwencji świadomi. Czy naprawdę jesteśmy świadomi?

Pozostaje jeszcze jedno pytanie. Czy współcześni rodzice, nauczyciele, wychowawcy, kapłani i psycholodzy rzeczywiście są świadomi, że na nich ciąży odpowiedzialność, za ideologiczne pomysły i szalone koncepcje wychowawcze, które całe pokolenia młodych ludzi wpędziły w kłopoty? To prawda, że nie wszyscy je wymyślali, nie wszyscy w nie uwierzyli – ale albo przez naiwność, albo przez bierność pozwolono, aby niszczyły umysły dzieci. Żadna koncepcja oparta na fałszywym, uproszczonym obrazie człowieka nie może nikomu przynieść szczęścia i powinniśmy to wiedzieć. Trzeba o tym mówić głośno i wprost. Początek tekstu to nawiązanie do Biblii – jednak ta sprawa dotyczy także (a może nawet bardziej) osób niewierzących. Natura, w przeciwieństwie do Pana Boga, błędów nie wybacza.

DOPISEK

Pozwoliłam sobie zrobić dopisek do tego artykułu. Pod wywiadem na YT z Usha Vance (żoną obecnego wiceprezydenta USA) przeczytałam poruszający komentarz wywołany dyskusją o posiadaniu dzieci:

„Jeśli czegoś żałuję w swoim życiu, to tego, że nie mam dzieci. Wszystko było w porządku, dopóki się nie zestarzałam. Teraz jestem chora i samotna. Nie ma nikogo, kto by do mnie zadzwonił i zapytał, jak się czuję. Nie ma nikogo, kto pomógłby mi pójść do lekarza. Nie ma nikogo, z kim mogłabym spędzić święta, zawsze jestem sama ze swoim małym pieskiem. Moi przyjaciele odeszli. Wstydzę się, ale nie mogę zmienić życia, które wybrałam dawno temu, kiedy byłam młoda. Kiedy widzę starszych ludzi z ich dorosłymi dziećmi i wnukami, mam łzy w oczach. Szczególnie podczas świąt wracam do domu do mojego małego pieska i płaczę. I to nie jest niczyja wina, tylko moja. Życie jest tym, co z niego zrobisz😢😢

Oczywiście trzeba jasno powiedzieć, że nie wszystkie dzieci są zdrowe i nie wszystkie pomagają rodzicom. Bywają także trudne relacje z dziećmi i zerwane kontakty. Jednak wbrew pozorom autorka tego komentarza wcale nie żałuje swojej decyzji z powodów egoistycznych i nie chodzi jej o darmową opiekę na stare lata. Ta pani po prostu tęskni za głębokimi relacjami i więziami łączącymi pokolenia bliskich osób; za relacjami, z których kiedyś dobrowolnie zrezygnowała. Są w sercu człowieka tęsknoty, o których nie przeczytasz w kolorowej prasie…

Nie każdy człowiek ma dzieci, często nie ma nawet szansy, aby samemu w tej sprawie podejmować decyzje. Jednak od nas zależy, czy w naszym życiu zbudujemy rzeczywiście głębokie i dobre relacje z innymi ludźmi. To zadanie na lata i nie ma od niego urlopu ani emerytury. Do tego zadania potrzebujemy uwolnić się od własnego egoizmu, nauczyć się hojnego i bezinteresownego dawania siebie innym, mimo, że świat radzi nam dbać o głównie o swoje dobre samopoczucie i swoje interesy.

Do szczęścia nie wystarczy „mieć poczucie własnej wartości”. Trzeba jeszcze mieć poczucie wartości drugiego człowieka, wartości życia i wartości dobrych relacji. Aby to osiągnąć potrzebujemy naprawdę dobrej relacji ze sobą i z Bogiem. Potrzebujemy porozumienia i miłości, bo właśnie miłość jest jedyną siłą, która pozwala porozumieć się z inną osobą.

To dlatego, że miłość nie jest emocją, tylko decyzją rezygnacji z konsumpcji na rzecz służby i budowania więzi. Dotyczy to także relacji miłości Boga – a nawet przede wszystkim tej relacji, bo miłość jest z Boga i tylko On może nam skutecznie udostępnić swoje niewyczerpalne źródło miłości.

Bez Niego wcześniej czy później wysychamy jak trawa w upał…

1 myśl w temacie “Pokolenie sztucznych kwiatów”

Dodaj komentarz