Artykuły

MOJE UZDROWIENIE cz.2 

Dziś mija dokładnie rok od mojego wyjścia ze szpitala. Jest 28 lipca 2023 czyli święto św. Szarbela. Moje uzdrowienie z zapalenia mózgu za wstawiennictwem tego świętego opisałam w odrębnym artykule. Dziś postanowiłam uczcić św. Szarbela przez zamieszczenie na blogu swego rodzaju suplementu do poprzedniego artykułu. Sporo osób mnie o to prosiło, a ja sama, mimo iż staram się nie zamieszczać prywatnych treści w Internecie, nie związanych z moją pracą – w tej sprawie odstąpiłam od tej zasady. Doświadczenie, jakie spotkało mnie w lipcu 2022  było ważne dla mnie nie tylko z powodu powrotu do zdrowia i do dotychczasowej pracy. Miało także duże znaczenie duchowe i zmusiło mnie do przemyślenia i nazwania po imieniu wielu spraw i intuicji, które nosiłam w sercu od dawna, a także takich, które pojawiły się nieoczekiwanie w dniu, gdy wróciła mi świadomość. Zadawano mi trudne pytania i komentowano sprawę mojego uzdrowienia w różny sposób. Nie zdołam odnieść się do wszystkich tych kwestii, ale te najważniejsze domagają się wyjaśnienia. Jestem to winna i Panu Bogu i osobom, które za mnie się modliły. Chcę to zrobić także dlatego, że nie wiem ile lat, miesięcy czy dni zostało mi podarowane. Jestem wdzięczna za każdy z nich. 

Pytania i odpowiedzi

Jak powiadają – nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Mam nadzieję, że tych moich, czytelnik nie zaliczy to kategorii głupstw, chociaż gwarancji na mądrość w nich zawartą – dać nie mogę…  Sprawy, o których zamierzam pisać są bardzo proste i oczywiste, ale jak sama uczę na moich warsztatach, nie istnieją sprawy oczywiste dla każdego. Dlatego warto czasami porozmawiać o sprawach podstawowych i przypomnieć sobie o tym, co dobrze wiemy od lat.

  1. Dlaczego Pan Bóg mnie uzdrowił? Po co?

Dlatego, że prawdopodobnie postanowił, w swojej nieskończonej dobroci wysłuchać próśb Matki Bożej i wielu osób (po obu stronach cienkiej granicy życia). Pytanie „po co?” wciąż jeszcze uważam za otwarte. Jeśli z tego wydarzenia ma wyniknąć jakiekolwiek dobro (a jestem tego pewna),  jest to dla mnie wielka szansa, abym mogła w nim współuczestniczyć. 

  1. Czy z innych chorób też będę uzdrowiona? Jak długo będę zdrowa?

Tego nie wiem i wiedzieć nie mogę. Całe szczęście. Jestem więc całkowicie zdana na wolę Bożą w tych sprawach, tak samo jak wcześniej. Taka sytuacja dotyczy wszystkich ludzi i bardzo mi odpowiada. Nie muszę sobie zaprzątać tym tematem głowy.

  1. Skąd wiadomo, że to rzeczywiście uzdrowienie? 

Nie da się tego udowodnić, ale jest to moim zdaniem najbardziej rozsądna hipoteza, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie okoliczności wydarzenia, bez przyjmowania odgórnych założeń.  Nie ma dobrego medycznego wyjaśnienia tej historii. Na szpitalnym wypisie utrzymano diagnozę, że miałam wirusowe zapalenie mózgu, o nie w pełni typowym przebiegu. Zapytałam lekarza o to, co konkretnie było nietypowe. Usłyszałam, że nietypowy był powrót do zdrowia w czwartej dobie ze stanu krytycznego w trzeciej… Hipoteza przyczyny mojego błyskawicznego powrotu do zdrowia, przedstawiona mi podczas rozmowy (nie ma jej w dokumentach ze szpitala) jest następująca: „niezwykła plastyczność układu immunologicznego”,  ewentualnie „niezwykłe możliwości regeneracyjne tkanki mózgowej”. Są to jednak tylko dobrze brzmiące nazwy, w istocie ukrywające naszą niewiedzę na temat rzeczywistych przyczyn – co szczerze przyznali lekarze. Nie wiadomo co się stało i to jest stwierdzenie najbardziej prawdziwe i wiarygodne. 

Szybkie pogorszenie mojego stanu zdrowia na skutek ataku wirusa było zrozumiałe i typowe. Jednak zwalczenie choroby i  powrót do pełni władz umysłowych oraz fizycznych wymaga czasu. Jestem biologiem, więc uważam, że regeneracja mózgu i skuteczna odpowiedź immunologiczna to procesy chemiczne i biologiczne, które wymagają dużo więcej godzin niż ma doba. Tego czasu po prostu nie było. W czwartkowy wieczór, gdy mój stan nieustannie się pogarszał- zostałam namaszczona olejkiem św. Szarbela. W nocy wiele osób się za mnie modliło.  W piątek rano jeszcze opisano mój stan jako „zagrażający życiu” i „brak kontaktu”; w południe nieoczekiwanie odzyskałam świadomość, jednak stwierdzono afazję. Kilka godzin później, w nocy, obudziłam się zdrowa i w sobotni poranek radośnie witałam pielęgniarki.  Lekarze nie znali podobnego przypadku, co oczywiście niczego nie dowodzi na 100%.

Dla kogoś wierzącego, że Boga nie ma, pozostaje zawsze jakieś „racjonalne” wytłumaczenie na zasadzie: „skoro coś się wydarzyło, to znaczy, że widocznie musi istnieć jakaś przyczyna naturalna (obecnie nieznana nauce), ponieważ cudów nie ma”. To tautologiczne wyjaśnienie wymaga równie silnej wiary, jak wiara w cud. Nie potrafimy obliczyć, sprawdzić, udowodnić co jest bardziej prawdopodobne: tajemniczy, nadzwyczaj rzadki przypadek,  nietypowy „zbieg okoliczności”, czy Boże działanie zwane cudem. A może to są nazwy tej samej rzeczywistości?  Możemy więc wybrać w co wierzymy… 

W tym czasie doświadczyłam niezwykłej opieki Bożej zarówno na poziomie fizycznym, psychicznym i duchowym. Mam powody, by uznać, że podejście racjonalistyczne jest wprawdzie wygodne, ale nie jest racjonalne. Po prostu uznaje ono a priori dużą część rzeczywistości za nieistniejącą, dzięki czemu nie musi się nią zajmować. 

Nawiasem mówiąc, dla człowieka wierzącego każdy powrót do zdrowia jest rodzajem cudu, podobnie jak każde narodziny, życie i nasza śmierć. Wszystko to jest przejawem woli Bożej i ogromną łaską, z której nie zdajemy sobie sprawy na co dzień… Każdego dnia jesteśmy świadkami milionów cudów. Wszyscy. Mimo to, pozostajemy obojętni, bo brak nam wystarczającej wiedzy i dystansu, by ocenić jak zdumiewającym, unikalnym i nietrwałym stanem jest życie.

  1. Po co Bogu cuda, skoro może działać inaczej?

Bóg ma ten niezwykły komfort, że może działać tak, jak chce, bez względu na opinie zarówno ateistów jak i teologów, czy też zwyczajnych zjadaczy chleba. Wszystko, co robi Bóg jest w istocie cudem, tylko nam, z powodu przyzwyczajenia i nieświadomości – wydaje się to czymś zwyczajnym, powszednim i naturalnym. Póki sprawy idą starym, utartym torem, sądzimy, że tak będzie zawsze, że Bóg nic nie robi, albo wcale nie istnieje. Gdy Bóg zadziała niestandardowo, inaczej niż przywykliśmy, wtedy dziwimy się albo wymyślamy różne teorie, żeby zachować dobre samopoczucie. Być może Bóg czasami specjalnie tak postępuje, aby nas wytrącić z rutyny i skłonić do myślenia? Zazwyczaj Bóg rzeczywiście działa bardzo dyskretnie, wręcz ukrywa się przed nami, aby nie przytłoczyć naszej wolnej woli. Jednak fakt, że wykorzystujemy Jego delikatność do tego, by Jego obecność i działanie kompletnie ignorować, nie zauważać, wręcz podważać, jest przejawem niewdzięczności z naszej strony… Tym gorzej, jeśli Bóg na naszą prośbę rzeczywiście spektakularnie zadziała, a my szybko zapominamy, pomniejszamy Jego działania, a nawet szukamy na siłę innych, naturalnych przyczyn. To postawa stara jak świat. Pan Jezus osobiście jej doświadczył, gdy uzdrowił 10 trędowatych, a podziękował mu za to tylko jeden. Osobiście nie chciałabym postąpić jak tych pozostałych dziewięciu – dlatego napisałam ten artykuł. Aby oddać sprawiedliwość Panu Bogu i nie okazać się niewdzięczna. 

  1. Skąd wiadomo, który święty mnie uzdrowił? Po co święci czynią cuda? Czy olej św. Szarbela wszystkich uzdrawia? 

Jedynie Bóg uzdrawia. Czasami czyni to na prośbę świętych, albo zupełnie zwyczajnych, nieświętych ludzi. Sądzę, że czyni cuda z miłości do tych, którzy Go kochają i ufają Mu bez zastrzeżeń. Robi to wtedy, gdy z tego wyniknąć ma jakieś rzeczywiste dobro, a nie wtedy, gdy my upieramy się przy własnej wizji tego, co jest dobre. Święci świetnie to rozumieją, dlatego ich wstawiennictwo jest tak skuteczne. W moim przypadku zadziałały prośby wielu osób, wielu świętych i Matki Bożej – ale decydował, jak zawsze, Pan Bóg. Te decyzje zostały podjęte znacznie wcześniej niż zachorowałam, a wielka w tym była rola Matki Bożej, o czym świadczy sposób, w jaki olej św. Szarbela trafił do mojej rodziny (opisałam to w poprzednim artykule). Olej czy jakaś inna relikwia nie uzdrawiają same z siebie – są jednak widzialnym, materialnym znakiem wstawiennictwa konkretnego świętego. Jeżeli Bóg w tak spektakularny sposób wysłuchuje jakiegoś świętego, to oznacza, że chce nam coś bardzo ważnego powiedzieć (do tego tematu wrócę przy kolejnym pytaniu). Zawsze prowadzi to do jakiegoś dobra. Z tego samego powodu czasami Bóg decyduje inaczej, niż byśmy sobie życzyli. Nasza wola i nasze wyobrażenia na temat tego, co jest dla nas dobrem, często nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. 

  1. Dlaczego akurat św. Szarbel?

To jest bardzo dobre pytanie. Wciąż je sama sobie zadaję. Zaczęłam dużo czytać na temat tego świętego, obejrzałam kilka filmów o nim i o Libanie. Zadziwiające jest to, że św. Szarbel jest osobą skrajnie nie pasującą do dzisiejszych czasów. Zmusza nas do zadawania sobie poważnych pytań i weryfikowania własnych przekonań, o tym co jest właściwe, Boże, stosowne i potrzebne. Oto niezwykłe cechy tego świętego na tle dzisiejszego świata:

  1. W opozycji do dzisiejszego kultu konsumpcji wszelkich dóbr, dogadzania sobie na każdej płaszczyźnie, także seksualnej, oraz częstego lekceważenia konsekwencji własnych decyzji, zdania Pana Boga:
    • U Szarbela wręcz szokuje skrajna ASCEZA. Rezygnacja z wszystkiego, co nie jest absolutnie niezbędne. Jego cela pustelnicza przerażała surowością. Praktyka bardzo radykalnego postu, posunięta do rezygnacji nawet z owoców winogron, po całym dniu ciężkiej pracy w winnicy. Rezygnacja z relacji z bliskimi – nie pozwolił sobie nawet na krótkie spotkanie z własną matką. Rezygnacja z seksualności, a nawet ze spojrzenia na jakąkolwiek kobietę – aby jej obecność nie rozpraszała, nie odrywała go od trwania w modlitewnym skupieniu. Jakby ten człowiek chciał udowodnić wszystkim, że Bóg sam wystarczy. 
  2. W opozycji do powszechnego pośpiechu, rozproszenia, prymatu spraw tego świata i braku czasu na modlitwę oraz wszelkie sprawy Boże: 
    • Nieustanna modlitwa, wręcz zanurzenie w Bogu. Pełne skupienia, przedłużające się odprawianie Eucharystii, adoracja Najświętszego Sakramentu, cześć dla Matki Bożej, kontemplacja. Całkowita obojętność dla spraw tego świata, o ile nie miałyby służyć chwale Bożej.  Kiedyś, pogrążony w modlitewnym skupieniu przed Najświętszym Sakramentem nie zauważył nawet, że rozszalała się burza, a piorun, który uderzył w kaplicę osmolił mu habit. 
  3. W opozycji do nieustannego hałaśliwego rozgadania:
    • Trwanie w milczeniu, skupieniu i ciszy na tyle, na ile było to wykonalne. 
  4. W opozycji do próżności, marketingowego, nachalnego promowania siebie na każdym kroku, neurotycznego niemal, nieustannego zajmowania się sobą:
    • Pokora, skromność, unikanie jakiegokolwiek eksponowania własnej osoby.
  5. W opozycji do kultu wszelkiej samowoli, niechęci do jakichkolwiek ograniczeń, ubóstwienia własnej woli, gloryfikacji marzeń, żądz i zachcianek:
    • Posłuszeństwo zakonne, zdanie się na wolę innych, aby Panu Bogu pozostawić siebie całkowicie do dyspozycji.
  6. W opozycji do obecnego współcześnie bezkrytycznego zaufania do naukowości, racjonalności, postępu oraz chorobliwej wręcz niechęci, nawet pogardy do wszystkiego co nienaukowe, święte i cudowne, nadzwyczajne:
    • niewyobrażalne i niewytłumaczalne cudowne zjawiska, których początki zdarzały się jeszcze za życia św. Szarbela, ale apogeum nastąpiło po śmierci. Chociażby światło, które wydobywało się z jego grobu, oleisty płyn wydobywający się obficie z jego ciała, wypływający z trumny, później wyciekający z kamiennego sarkofagu przez wiele lat, aż do kanonizacji. Do tego niezwykłe, spektakularne uzdrowienia i nawrócenia. 

Święty Szarbel naprawdę nie pasuje do wizerunku „świętego na współczesne czasy”. Chyba, że nadchodzą lata tak trudne i wymagające, że będziemy musieli postawić na głowie dotychczasowy sposób myślenia aby tak, jak ten ubogi Libańczyk – zdać się całkowicie na dobroć i łaskę Boga. Św. Szarbel przypomina mi św. Andrzeja Bobolę. Nie tylko ze względu na radykalizm wiary, ale także ze względu na to, że dopiero po śmierci, w wyniku nadzwyczajnego działania Bożego, został ludziom wskazany jako święty. Święty Andrzej bardzo mocno upomina się o modlitwę za Polskę.

Przyszła mi do głowy myśl, że być może św. Szarbel poprzez mocne działanie we współczesnej Polsce prosi nas, Polaków o modlitwę za Liban. To kraj, który bardzo dużo wycierpiał – szczególnie istniejące tam do dziś starożytne chrześcijańskie wspólnoty o tradycji sięgającej czasów apostolskich. Libańczycy nie mogą liczyć ani na zainteresowania świata, ani na modlitwę, ale u nas w Polsce wciąż żyją ludzie, którzy potrafią modlić się za innych. Dziś Pan Bóg pochyla się nad Libanem, widzi tragiczną sytuację Libańczyków i, jak sądzę,  dając nam tak wiele łask za wstawiennictwem św. Szarbela- prosi nas o modlitwę w ich intencji. Kto może, kto chce – niech ją podejmie, najlepiej od razu. A kto może niech wspiera Liban w każdy możliwy sposób, gdyż mieszkający w tym kraju ludzie są naprawdę w tragicznej sytuacji. 

  1. Czy Pan Bóg jest dobry, skoro zesłał na mnie chorobę i paskudnego kleszcza? 

Pan Bóg jest nieskończenie dobry!  On umieścił ludzi w rajskim ogrodzie, gdzie kleszcze ich nie kąsały. Sami wpakowaliśmy się w kłopoty i ponosimy tego konsekwencje. Bóg godzi się na skutki grzechu, bo zgodził się na nasz wolny wybór. Jednak znalazł sposób, aby dać nam szansę powrotu do Siebie. Dzięki temu, co dla nas zrobił Jezus Chrystus- ani kleszcze, ani wirusy i inne choroby, ani nawet sama śmierć, nie są najgorszym, co może nas spotkać. To wszystko jest bardzo nieprzyjemne, ale prowadzi nas do Życia, do Boga, o ile dobrze wykorzystamy szansę, jaką otrzymaliśmy. 

  1. Czy choroba, niesprawność albo stan wegetatywny uwłacza godności człowieka?

Nic z tych rzeczy nie uwłacza naszej godności, póki my sami sobie nie uwłaczamy… To są tylko zwyczajne elementy marności tego świata, jego kruchości, nietrwałości. Mogą się nam przytrafić, ale nie mają władzy nad nami. Bóg zna naszą wartość i godność – co więcej jest przy nas nieustannie, a szczególnie wtedy, gdy jesteśmy całkowicie zdani tylko na Niego. Miałam możliwość poznać te sprawy bardzo namacalnie, z obu stron. Miałam okazję myć i pielęgnować słabe, zdeformowane i cierpiące ciała kilku bliskich mi osób… To widok wstrząsający, ale może dlatego właśnie, w szczególny sposób wydobywa godność człowieka, dramat naszej bezradności i majestat śmierci? Tak sobie myślę, że jeśli ktoś tego nie dostrzega, to znaczy, że być może nie dość uważnie patrzy. Skupia się bardziej na tym, co jest przerażające, ale zewnętrzne. Umyka mu wtedy to, co jest głęboką prawdą o człowieku. 

Kiedy z kolei ja sama leżałam w szpitalu, całkowicie zdana na opiekę innych osób i to obcych – doświadczyłam ogromnej cierpliwości, życzliwości i dobroci z ich strony. Mam na myśli pielęgniarki i lekarzy. Jestem im ogromnie wdzięczna, tym bardziej, że wykonują pracę bardzo ciężką, nieprzyjemną i „dołującą”. Nikt im nie kazał się uśmiechać. Okazuje się, że nawet tak żenujące okoliczności, jak te, które w lipcu stały się moim udziałem, nie odebrały mi ani grama godności. Może nadwyrężyły moją próżność – tu pełna zgoda- ale nic ponadto. Powiem więcej, doświadczenie wręcz namacalnej obecności Bożej, Jego miłości i dobroci, napełniło mnie takim spokojem, że nie wyprowadzała mnie z niego nawet wymiana zatykających się wenflonów (a był to niezły horror). Być może z tego właśnie doświadczenia wynika moje głębokie przekonanie, że człowiek cierpiący, nieprzytomny, nawet w stanie całkowitej nieświadomości- jest całkowicie w Bogu zanurzony i przez Boga osłonięty. O ile oczywiście sam tej Bożej bliskości chce… Z tym pewnie bywa różnie, a nie da się tu nic oszukać. To jednak dobra wiadomość dla wszystkich, którzy Panu Bogu zaufali. Myślę, że warto stare przysłowie „Kiedy trwoga to do Boga” potraktować jako dobrą radę, a nie jako ironiczny przytyk…

  1. Czy osoba wysłuchana, która doświadczyła cudu jest lepsza, albo ma się za lepszą od tych niewysłuchanych? 

Lepsza nie jest z pewnością, nawet jeśli za taką mogłaby się uważać, w co osobiście wątpię. Jeśli jakieś cudowne wydarzenie wbija w pychę, to raczej nie Bóg jest tego autorem. Poza tym, to pytanie dotyczy raczej tych, którzy się za mnie modlili, bo oni zostali wysłuchani. Ja nie prosiłam Pana Boga o cud, przeciwnie, byłam raczej przygotowana na odejście, chociaż z różnych względów wolałabym jeszcze zostać… Nie zdążyłam jednak o to się pomodlić, chyba, że miało to miejsce w tym czasie, który z mojej pamięci został wymazany. Trudno powiedzieć jak było. Znając siebie raczej obawiałabym się prosić o coś tak ryzykownego dla mnie, jak dalsze życie… Poza tym ciężko prosić o więcej czasu, jeśli się tak wiele czasu w swoim życiu zmarnowało… Pamiętam moją myśl z chwili oczekiwania na pogotowie. Brzmiała ona mniej więcej tak: „Nic, co ewentualnie mogłabym w przyszłości zrobić dobrego dla moich bliskich lub napisać dla ludzkości, nie będzie lepsze od tego, co Bóg bez żadnego wysiłku może i z pewnością zrobi dla nich w inny sposób, bez mojego udziału”. Ta myśl była dla mnie wielką ulgą i dzięki niej przestałam się denerwować o najbliższe mi osoby.  Myślę, że osoby, które odchodzą z tego świata, są w takiej właśnie sytuacji. Nie ma dla nich, ani dla ich bliskich, nic lepszego niż to, co im proponuje Bóg. Naprawdę NIC nie może się z Nim równać.

  1. Dlaczego Pan Bóg jednych wysłuchuje, a innych nie? 

Nie ma i być nie może takiej sytuacji, aby Bóg nie wysłuchał szczerej modlitwy człowieka i nie zrobił tego, co jest dla tej osoby najlepsze na świecie. Nawet jeżeli ludziom i samemu delikwentowi może się wydawać, że dostał coś gorszego niż to, o co prosił. Dzieci też czasami proszą, albo wręcz domagają się gwałtownie rzeczy, które im szkodzą. Z tej wady akurat nigdy nie wyrastamy… Patrzymy na świat i na siebie z bardzo ciasnej perspektywy. Widzimy tylko czubek własnego nosa i najbliższą przyszłość. To, co wydaje się nam dobre tu i teraz, może wcale dobre nie być. Mimo to, mamy absurdalne przekonanie, że znamy się na wszystkim lepiej niż Bóg, który nie jest uwikłany w liniowe następstwo chwil, które nazywamy CZASEM. On jest obecny w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości jednocześnie. Wie wszystko i zna wszystko. Naprawdę możemy na sobie polegać bardziej niż na Nim? Najdziwniejsze jest to, że z przekonania o wielkiej wartości życia ludzkiego na ziemi, wyciągamy irracjonalny wniosek, że życie z Bogiem po śmierci jest czymś gorszym. Dla tych, którzy Boga nie lubią, może to być faktycznie ciężkie doświadczenie, ale z pewnością dla wszystkich którzy Go kochają, (nawet jeśli Go nie znają zbyt dobrze) jest to najlepsze, co może ich spotkać. 

  1. Czy warto żyć?

Rzeczywiście może to się wydawać dziwne, skoro życie to ryzyko, a śmierć to zysk. A jednak warto żyć, pod warunkiem, że dobrze… Tylko takie życie, które prowadzi do Życia jest dla nas dobre. Co więcej, jest wtedy wspaniałe, zachwycające i pełne obecności Bożej już tu, na ziemi. Jest możliwością rozwoju, zmagania się i współpracy z łaską Bożą. Jest poligonem miłości i służby. Nawet jeśli życie wydaje się być czasami bezsensownym cierpieniem, a może właśnie szczególnie wtedy – jest współudziałem w odkupieniu świata i ratowaniu go przed samym sobą… O ile zostanie przyjęte i ofiarowane Panu Jezusowi. 

Co jednak z życiem, które prowadzi do śmierci i to wiecznej? Wtedy życie jest tylko o stopień lepsze od piekła… W takiej sytuacji  i tak warto żyć, bo póki żyjemy piłka jest w grze i mamy szansę na nawrócenie.  Reasumując – w każdej sytuacji warto żyć i to bardzo! 

Początek tej opowieści znajdziesz w artykule Moje uzdrowienie cz. 1

PS

Kiedy pisałam ten artykuł sytuacja Libanu była już tragiczna. Był to kraj znajdujący się na 3 miejscu krajów w najgorszej sytuacji na świecie, z inflacją 142 % . Obecnie jest jeszcze gorzej, ponieważ trwa wojna z Hamasem w strefie Gazy, a na terenie Libanu przebywają i działają również uchodźcy palestyńscy, oraz działa islamska partia Hezbollah, stosująca terroryzm i wspierająca Hamas. Z tego powodu Izrael ostrzeliwuje także Liban. Nietrudno wyobrazić sobie w jak dramatycznej sytuacji są libańscy chrześcijanie… Modlitwa i pomoc dla Libanu są konieczne i pilne…

1 myśl w temacie “MOJE UZDROWIENIE cz.2 ”

Dodaj komentarz